11.05.2017
Czeka nas bardzo fajne zadanie.
Właściciele małego mieszkanka, przebywający na stałe za granicą, zgłosili się do nas po kilku nieudanych próbach wynajęcia go. Dotychczas, latami zamieszkiwane było przez studentów i żadne remonty przez ten czas nie miały tam miejsca. Budynek jest z 2000 r., więc chyba czas najwyższy na zmiany.
Wiadomo – mieszkanie na wynajem, budżet ograniczony, ale bez przesady.
W mieszkaniu czuć potencjał. Trochę wyobraźni, kilka promocji, ze dwa litry potu i będzie pięknie ;))
’Styl’ mieszkania to końcówka lat 90-tych. A składają się na niego głównie meble z odzysku. Ponad to jest rzeczywiście zaniedbane i, co tu kryć, strasznie brudne.
Przede wszystkim, najpierw decydujemy co zostawić, a czego się pozbyć, bo już naprawdę do niczego się nie nadaje. Ponieważ budżet nie obejmuje wymiany wszystkich mebli na nowe, po kolei oceniamy ich stan, jednocześnie wymyślając plan restauracji tego, co do restauracji jeszcze się nada.
Bezdyskusyjna jest wymiana lamp. Damy radę. Trzeba tylko poszukać dobrych okazji.
Drugi punkt programu to meble kuchenne: wymienić nie możemy, a zostawić to,
to zgroza! 😉
Na szczęście mamy teraz na rynku takie możliwości, że i z tym sobie poradzimy.
Kolejno wywalamy jedną rozklekotaną szafę, drugą rozklekotaną szafę, zdewastowany stary fotel i kilka 'ozdób’.
Wygarniamy stare brudy i postanawiamy ruszyć 'na łowy’.
13.05.2017
Na 'łowach’ trafiliśmy super perełkę – świetną lampę do jadalni za mniej niż połowę wyjściowej ceny. Ona nada charakteru, więc w tym eklektyzmie z nią chcemy pogodzić resztę.
Decyzje mamy więc podjęte, plan ustalony, dalej to już tylko ciężka praca. Nie będzie lekko, ale mamy nadzieję na spektakularny efekt.
Lubię takie metamorfozy, gdzie stan wyjściowy jest tak zły, że już najmniejsza zmiana przyniosłaby efekt. Ale bardzo nie lubię pójścia na łatwiznę. Dlatego zawsze chcę dołożyć od siebie coś więcej. Wiem, że zawsze można zrobić coś więcej. Troszkę więcej wysiłku, troszkę więcej chęci może przynieść nadspodziewany efekt. I wiem, że warto.
Naprawdę nic nie zastąpi tego zachwytu na twarzach inwestorów, tej osłupiałej miny, często nawet łez radości w ich oczach, kiedy przez pierwsze minuty nie mogą wydobyć z siebie głosu, a potem… jest już tylko lepiej ;)).
Wtedy niedospane noce, przytrucie acetonem, bąble na palcach i skręcony nadgarstek zaczynają dokuczać jakby mniej ;).
Zapytacie: co jest w tym takiego fajnego? Wszystko.
’Czyste płótno’, czyli niejednokrotnie zapuszczone mieszkanie, na którym możesz tworzyć
i kreować; burza mózgów, którą musisz wywołać, a która jest niezbędna do wyciągnięcia
z ciebie weny; godziny, dni spędzone na poszukiwaniach odpowiedniego wystroju – to jak oglądanie obrazów w muzeum: patrzysz na to, co ktoś stworzył i albo się z tym zgadzasz, albo nie; kreowanie przestrzeni – dobieranie przedmiotów, kolorów, faktur – to jest tworzenie twojego własnego 'dzieła’. I nie trzeba być Michałem Aniołem, żeby zatracać się w procesie tworzenia.
Przecież tak samo jest, na przykład, z gotowaniem. Każdy pasjonat wie, o czym mówię.
Życzę Wam tego, abyście mogli zajmować się tym, co wywołuje w Was właśnie takie uczucia, bo wtedy każda czynność przez Was wykonywana będzie przynosiła Wam satysfakcję, będzie wykonana lepiej, bo z sercem, a to w efekcie końcowym przyniesie zadowolenie Waszym klientom. A to, z kolei, przekłada się w prostej linii na zasłużoną gratyfikację :).
Trzymam kciuki!
28.05.2017
Takiego odzewu sami się nie spodziewaliśmy!
Na drugi dzień po umieszczeniu nowego ogłoszenia mieszkanie zostało wynajęte, a ilość chętnych przewyższyła nasze oczekiwania i naprawdę trudno było zdecydować, kogo wybrać ;).
Ale mamy nadzieję, że dokonaliśmy właściwego wyboru.
Teraz Wy trzymajcie kciuki ;).
Efekt końcowy można zobaczyć tutaj