Podróż w czasie – 'kawalerka’ 1.09.2010

01.09.2010

To tak naprawdę nie był 'pełnowymiarowy’ projekt…

To znaczy, miał być, ale od początku wszystko szło nie tak. Przeczuwałam, że 'coś tu się wydarzy’.

I tak się, niestety, stało.

W czerwcu weszliśmy do małej kawalerki w stanie surowym. Beton na podłodze, brak drzwi… Czyste płótno. Sama radość. Pełne pole do popisu. I co? I wszystko szło, jak po grudzie. Młoda para, która miała się tu wprowadzić, nie miała sprecyzowanej koncepcji.

A właściwie każda koncepcja rozjeżdżała się już na wstępie.

Hektary godzin spędzonych razem w marketach budowlanych, próby wypracowania kompromisu między młodymi, kolejne projekty, kolejne zmiany.

Zrozumiałam, że nie chodzi tu o odmienny gust, ale że problem leży głębiej…

Powiem Wam, że serce mi ściskało patrząc na to. Ona taka ładna, mądra, sympatyczna;

on taki przystojny, zabawny, rzutki.

’Lepiąc’ to mieszkanie miałam nadzieję, że pomogę im na nowo ulepić coś ważniejszego.

Pamiętam, jak rysowaliśmy plan zabudowy kuchni. Zaproponowałam odważne rozwiązanie, które zmieniało zupełnie układ przewidziany wcześniej przez dewelopera. Siedzieliśmy na podłodze i przesuwaliśmy po niej klockami, próbując wpaść na idealne rozwiązanie. Wtedy myślałam, że się uda.

Z kuchnią się udało…

Sporo zmian w układzie instalacji, dopasowywanie do nowego projektu, meble na wymiar, ale efekt zadowolił ich oboje. Byłam super zadowolona.

Projekt łazienki był dość innowacyjny jak na tamte czasy. Szklane baterie, połączenie stylu glamour i nowoczesności. Zapowiadało się świetnie.

Niestety, na tym etapie sporo zaczęło się psuć. Doszły też problemy z wykonawcą. Próbowaliśmy więc zająć się pokojem. Na raty.

Para musiała się wprowadzić, bo zwyczajnie nie mieli gdzie mieszkać. Na początku brak podłogi, dmuchany materac zamiast łóżka, brak mebli. Komfortowo nie było. To wszystko potęgowało frustrację.

Próbowaliśmy 'łatać dziury’ przy każdym najmniejszym przypływie gotówki. Zapanował jeszcze większy chaos. Czułam, jak powoli rezygnują ze swoich marzeń, jak powoli rezygnują z siebie…

Wiem jak to boli i znam też tę bezsilność: nie mogłam zrobić nic, poza rezygnacją z własnego honorarium. I tak zrobiłam.

To była tylko kropla w morzu. Niczego to nie zmieniło.

Projekt się sypał, wspólne zakupy budowlane stawały się sporadyczne. Dociągnęliśmy do etapu, gdzie mieli na czym spać i usiąść do komputera, ale to nijak się miało do początkowego projektu.

To było przykre ale i ważne doświadczenie…

Po niespełna roku dotarła do mnie informacja, że to mieszkanie jest do wynajęcia… 🙁

’Za pieniądze można mieć zegarek, ale nie czas.

Za pieniądze można mieć budynek, ale nie dom.

Za pieniądze można można mieć lekarstwa, ale nie zdrowie.

Za pieniądze można mieć posadę, ale nie poważanie. […]

Jednym słowem, za pieniądze można mieć… ale nie być’.

                                                                                              Katarzyna Grochola

Efekt końcowy można zobaczyć tutaj

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *